Cisza zapanowała w biurze ogarniając wszystkich zgromadzonych, choć Jai wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak, za każdym razem, kiedy otwierał usta nie wypływał z nich żaden dźwięk. Jego twarz wyrażała zaskoczenie, niedowierzanie, szok i zdenerwowanie. Maddie uważnie obserwowała reakcję bruneta, a jej dłonie kurczowo zaciskały się na oparciu fotela. Sama poczuła się lekko wytrącona z równowagi, ponieważ zaistniała sytuacja była tak bardzo nierealna. Przez jej głowę przebiegł obraz nieznajomego, którego widziała już dwa razy przed hotelem, a raz nawet śledziła. Nie mogło jej się wtedy wydawać, że widzi mężczyznę bardzo przypominającego Jai'a.
Dopiero chrząknięcie notariusza sprawiło, że każde z nich ocknęło się i przeniosło na niego swoje spojrzenie. Jai podniósł się ze swojego fotela, więc to samo uczyniła Maddie. Chłopak zapiął guziki swojej marynarki i pociągnął jej mankiety w dół. Podszedł wolnym krokiem do drzwi i kiedy mijał Maddie, mogła ona od razu zauważyć, że jego ciało całe się trzęsie. Sama ruszyła za nim szybkim krokiem, ponieważ w głębi duszy chciała się przekonać, czy nieznajomy to brat Jai'a. Kiedy oboje znaleźli się na zewnątrz zauważyli postać średniego wzrostu mężczyzny, który pochylał się nad biurkiem Amelii. Kobieta wstała i wskazała ręką na jego postać, po czym popatrzyła na Jai'a będąc tak samo zszokowana jak on.
-Witaj bracie. - odezwał się chłopak mierząc postać bruneta od stóp do głów. Jai przełknął ślinę i nie był nawet w stanie wydusić z siebie chociażby najmniejszego dźwięku. Ilustrował nieznajomego badawczym wzrokiem nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Lekko kręcone, ciemne włosy wystawały spod jego czapki, której daszek odwrócony był na tył głowy. Zębami ciągnął delikatnie za swój kolczyk w dolnej wardze, co od razu rzucało się w oczy, jako objaw zdenerwowania. Jego nonszalancka postawa usilnie starała się odwrócić od tego uwagę. Chłopak chciał sprawić wrażenie obojętnego, jednak z jego rozbieganych oczu wyraźnie dało się odczytać, że ta sytuacja również i dla niego jest co najmniej krępująca.
-Zapewne nie miałeś pojęcia o moim istnieniu, ale chcę cię utwierdzić w fakcie, że jesteś moim młodszym bratem bliźniakiem.
-To jest niemożliwe. - wydusił z siebie w końcu brunet spuszczając nisko ramiona, jakby ta informacja była dla niego niewyobrażalnie ciężka do przyjęcia.
Chłopak zlekceważył jego uwagę i przeniósł swój wzrok na postać Maddie, która z szeroko otwartymi oczami obserwowała braci. Na jego usta wstąpił niewyraźny uśmieszek, który szybko powstrzymał zagryzając dolną wargę.
W myślach Maddie widniało tylko jedno słowo - "bracia". Dopiero w tej chwili dotarło do niej, że jej przypuszczenia są w pełnie prawdziwe. Poczuła jak jej ciało oblewa fala gorąca, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo przejmowała się tą sytuacją.
Luke rozejrzał się dookoła i westchnął głośno.
-Widzę, że w życiu ci się poszczęściło. Nie wszyscy mają takiego farta, jak ty. - dodał mówiąc jakby do siebie.
-Skoro jesteś moim bratem, zapewne twoja wizyta tutaj ma jakieś konkretne cele. - odparł pewniej Jai prostując swoją sylwetkę.
-Od razu widać, że potrafisz myśleć. - przytaknął - Za to kulturą nie grzeszy w ogóle. Masz zamiar przyjąć mnie w progu?
-Maddie przejmij na chwilę moje obowiązki. - zwrócił się do dziewczyny, jednak ani na chwilę nie spuszczał wzroku z chłopaka.
-Ale...
-Proszę cię! - syknął przez zaciśnięte zęby patrząc na nią wymownie, przez co od razu zgodziła się.
-A tak właściwie to jestem Luke. - chłopak podszedł do niej z wyciągniętą ręką, którą uścisnęła słabo.
Poczuła, jak jego kciuk pociera jej skórę i od razu spojrzała na ich złączone dłonie. Wysunęła rękę z jego uścisku i splotła swoje palce za plecami.
-Maddie Montgomery. - odparła krótko i zauważyła, jak Jai odsuwa się na bok robiąc przejście do swojego biura. Luke uniósł wysoko brwi i ruszył we wskazanym kierunku. Jai podszedł bliżej dziewczyny i spojrzał na nią z góry.
-Wyjaśnię to. - powiedział szeptem, chcąc przekonać o tym samego siebie.
Maddie skinęła jedynie głową i udała się w stronę Amelii.
-Pan McCall przekazał mi wszystkie istotne informacje, więc na dzisiaj przejmuję wszystkie spotkania na siebie.
-Tak, oczywiście.
Kiedy kobieta skupiała się już na swojej pracy pochylając nisko nad plikiem jakiś dokumentów, Maddie spojrzała na drzwi do biura Jai'a, które zamknęły się z charakterystycznym, cichym dźwiękiem.
~~~~
Zasiadł na skórzanym fotelu i odłożył na bok testament Ian'a przykrywając go białą, pustą kartką. Splótł dłonie na blacie biurka i pochylił się do przodu starając się unikać kontaktu wzrokowego z bratem. Na sam dźwięk brzmienia tego słowa w jego głowie skrzywił się wyraźnie.
-Jak to możliwe, że jesteś moim bratem bliźniakiem?
-Pozwól że zacznę naszą historię trochę wcześniej niż dwadzieścia dwa lata temu. - odparł siadając wygodniej na fotelu i kładąc swój łokieć na jego oparcie. - Nasi rodzice poznali się w liceum i razem uczęszczali do jednej klasy. Pokochali się, związali ze sobą i mogli żyć długo i szczęśliwie gdyby nie fakt, że nasz ojciec postanowił otworzyć własną firmę. Spotkał się ze swoim znajomym, jeszcze z czasów dzieciństwa i założyli to oto imperium swojej kariery życiowej, która pochłonęła ich doszczętnie. - wskazał ręką dookoła siebie - Dobrze zapowiadająca się przyszłość, coraz większe obroty, popularność hotelu, napływ bogatych i wymagających gości, pierwsze nagrody, wyróżnienia i podboje rankingów.. - wyliczał wskazując palce u swoich rąk. - Ale pośród tego całego zmieszania i pogonią za pieniądzem, Morris zapomniał o jednej ważnej rzeczy, a raczej osobie. Mama przestała się dla niego liczyć, zeszła na dalszy plan, zdawało się, że kochał ją coraz mniej. Z czasem stała się niepotrzebna i to w momencie, kiedy potrzebowała go najbardziej, a dokładniej, kiedy zaszła w ciążę. Początkowo ojciec zapewniał ją, że chce dla ich dziecka jak najlepiej, że każdy zarobiony przez niego pieniądz będzie potrzebny, kiedy potomek przyjdzie na świat. Oboje nie wiedzieli, że jest to ciąża bliźniacza. Co prawda, mama przeczuwała to już od samego początku, jednak nigdy głośno o tym nie mówiła. Dopiero pod koniec rozwiązania okazało się, że na świat przyjdzie o jedno dziecko więcej. Może i ojciec się ucieszył, może ten ślub, który wzięli w pośpiechu miał związać ich na całe życie, ale tak się nie stało. Mama nie mogła znieść tego, że jej męża i ojca dzieci nie było ciągle w domu. Musiała radzić sobie sama, aż pewnego dnia nie wytrzymała i postanowiła wyjechać do swojego rodzinnego domu w Melbourne, skąd pochodziła. Dopiero wtedy ojciec otworzył oczy i zaczął walczyć o prawa do swoich dzieci. Mama nie chciała wierzyć w kolejne zapewnienia, że jego praca jest przecież dla nas, dla rodziny. Postanowili się rozwieść i wtedy ojciec wpadł na genialny plan, że każde z nich zaopiekuje się i wychowa jednego syna. Aż dziwne, że nie rozbili wyliczanki, który z nas ma zostać z mamą, a który z ojcem. - zaśmiał się do siebie - Mama nie miała żadnych szans przed sądem, aby wygrać wyłączne prawa do opieki nad nami. Nie miała pracy, pieniędzy, a jej rodzice byli coraz starsi, aby móc pomagać córce. Zgodziła się na układ ojca i wyjechała ze mną.
-A mnie zostawiła tutaj. - dopowiedział Jai wpatrując się przed siebie nieobecnym wzrokiem, jakby jego myśli błądziły wśród wydarzeń z tamtego okresu.
-Zostawiła? - zakpił - Z każdym dniem zastanawiała się, co się z tobą dzieje. Jak ojciec cię wychowuje? Czy ma dla ciebie wystarczająco dużo czasu, którego nigdy nie miał? Czy kocha cię tak, jak powinien kochać swoją rodzinę, którą zniszczył?
-Myślał o naszej przyszłości. - odezwał się w jego obronie.
-O swojej przyszłości jak najbardziej. Muszę przyznać, że miałeś cholerne szczęście.
-Szczęście? Całe życie zastanawiałem się, co dzieje się z mamą. Ojciec nigdy mi o niej nie opowiadał. Kiedy tylko poruszałem ten temat stawał się drażliwy i zbywał mnie jakimiś niuansami.
-I nigdy nie próbowałeś jej szukać. - zarzucił mu mrużąc powieki.
-Ty też nie raczyłeś obdarzyć ojca swoją obecnością.
-Tylko różnica polega na tym, że ty żyłeś jak pączek w maśle mając wszystko, co dusza zapragnie, a mama starała się zapewnić mi chociażby podstawowy standard życia. Ojciec z czasem przestał do niej nawet dzwonić.
-Nie zachowałby się w ten sposób. Nie on. - pokręcił głową, na co Luke zaśmiał się pod nosem.
-Jesteś naiwny mając w głowie obraz idealnego tatusia.
-Wiedziałeś, że zginął?
-Tak. - odparł po chwili. - Mama uparła się, że chce być na jego pogrzebie. Ja miałem to szczerze gdzieś.
-Była tutaj? - zapytał Jai spoglądając na brata, na co ten jedynie skinął głową. - Dlaczego nie przyszła do mnie? Dlaczego nie przedstawiła się? Mogłem rozmawiać z własną mamą, a nawet o tym nie wiedziałem! - oznajmił zarzucając pretensjami jedynie samego siebie.
-Nie chciała się mieszać do twojego życia. Wiedziała, że jej pojawienie się mogłoby poważnie na ciebie wpłynąć. Nie była pewna, czy w ogóle wiesz o jej istnieniu. Bała się... - dodał ciszej. - Chciała nawet po śmierci Morrisa dotrzymać to, co wspólnie ustalili po naszych narodzinach. Nie chciała być dla ciebie problemem.
-Problemem? - zmarszczył brwi.
-Nie chcę o tym rozmawiać. - Luke spojrzał na bok, aby uniknąć wzroku brata.
-O co chodzi? Czego nie wiem? Jakiego problemu? - w biurze zapanowała na kilka długich sekund cisza. - Powiedz mi do jasnej cholery! - podniósł głos uderzając dłonią o blat biurka, na co Luke wzdrygnął się.
-Nasza babcia chorowała na raka. Kilka lat temu okazało się, że mama również choruje.
-Co? - szepnął do siebie czując, jak jego ciało ogarnia bezwład, a on sam opada na fotel z trudem łapiąc oddech.
Takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam.WOW.Nie myślałam nawet,że aż tyle się wydarzy.Cudowny rozdział.Ciekawa jestem co teraz zrobi Jai.Bo ta prośba ojca Maddie,a do tego Luke i ich matka.
OdpowiedzUsuńOmg robi się co raz ciekawiej :x
OdpowiedzUsuńKoko