Nocne niebo nad LA zasłonięte było ciemnymi chmurami, z których spadały ciężkie krople deszczu. Maddie przewróciła się na drugi bok, budząc się powoli. Dłonią odszukała swojego telefonu, który znalazła zakopany w pościeli. Przejechała opuszkiem palca po ekranie, a przed oczami mignęło jej rażące światło. Przysłoniła nieco oczy i sprawdziła godzinę. Dochodziła już trzecia w nocy. Dziewczyna zsunęła swoje stopy na chłodną podłogę i ruszyła w kierunku kuchni. Otworzyła lodówkę, ale nie znalazła w niej nic konkretnego, po czym zamknęła ją. Chwyciła szklankę i zapełniła ja do połowy wodą. Pociągając łyk napoju ruszyła z powrotem do swojego pokoju. Po drodze jednak zauważyła słabe światło z małego gabinetu. Zajrzała do środka i zauważyła swojego tatę wpatrującego się w widok za oknem. Popijał z filiżanki zapewne zimną już kawę.
-Tato? - Spojrzał na Maddie nieprzytomnym wzrokiem. - Powinieneś się już położyć - oznajmiła opierając się o futrynę drzwi.
-Tak, już idę - opowiedział słabo i zgasił małą lampkę przy biurku.
-Dobranoc.
-Śpij dobrze, kochanie - odpowiedział znikając za drzwiami swojej sypialni.
Dziewczyna położyła się ponownie do łóżka nie mogąc zasnąć przez dłuższą chwilę. W końcu jednak zmorzył ją sen. Nie trwał on jednak długo, ponieważ zaraz obudził ją budzik. Lekko zmęczona wstała, aby przygotować się do pracy. Dziewczyna westchnęła nakładając makijaż. Madeline Montgomery pracuje.. tak to zdecydowanie brzmi dziwnie. Te ostatnie dni były dla niej wykańczające, a najgorsze przed nią. Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Była jednak w głębi duszy szczęśliwa. Wcześniej nigdy nie pomyślałaby, że obowiązki mogą sprawiać jakąkolwiek radość. Nawet w nikłym stopniu.
-Spóźniona, spóźniona, tak bardzo spóźniona! - Usłyszała głos Dan’a kiedy tylko przekroczyła próg pracowni.
-Wcale nie! - Zaprotestowała uśmiechając się delikatnie. - Byłam tutaj punktualnie, tylko doszłam do tego pomieszczenia trochę później - wzruszyła ramionami i zabrała się do pracy.
Madeline nigdy nie używała ostrych rzeczy, nie licząc noża, czy nożyczek, a danie jej pod ręce maszyny do szycia było zdecydowanie złym posunięciem. Początkowo zaczynała zszywać krzywo tkaniny, a potem już była bliska zszycia sobie palców. Ostatecznie skończyło się na przekłuciu igłą palca. Oczywiście niegroźne skaleczenie, ale brązowowłosa zbuntowała się i postanowiła nie ruszać już żadnych urządzeń mogących jej zaszkodzić. Poprawiając dodatki przy sukienkach poczuła wibracje w tylnej kieszeni swoich spodni. Zobaczyła nazwę kontaktu i przewróciła oczami odbierając połączenie.
-Tak. tato. Wstałam i jestem już od kilku godziny w pracy.
-Maddie - usłyszała głos Jai’a.
-O cześć. Myślałam, że to..
-Chodzi o twojego tatę. Przyjedź jak najszybciej do Empire - oznajmił, po czym rozłączył się nie wyjaśniając nic więcej.
-Już jadę - powiedziała do siebie i poczuła jak jej serce niebezpiecznie przyspiesza. - Idę po kawę - rzuciła w stronę Dan’a który właśnie omawiał coś z innymi pracownikami i jedynie pokazał ruchem ręki, aby im nie przeszkadzała.
Pośpiesznie wsiadła w samochód i odpaliła silnik wyjeżdżając z parkingu. Zdenerwowanie dało jej się we znaki, kiedy nie zważając na innych uczestników ruchu przemknęła raz na czerwonym świetle. Zatrzymała się pod hotelem i pognała w stronę biura taty.
-Amelia? - Zawołała zbliżając się do sekretarki, która odbierała co chwilę telefon odpowiadając krótko “oddzwonię później”.
-Tak, panno Montgomery… - odezwała się wstając, lecz uprzedził ją Jai kładąc rękę na ramieniu brązowowłosej.
-Ja się tym zajmę - odpowiedział - Maddie, twój ojciec dzisiaj zasłabł. Twierdził, że nic mu nie jest i zaraz przejdzie, ale woleliśmy wezwać pogotowie.
-Co? - Zapytała dziewczyna, czując jak jej ciało z każdą chwilą wiotczeje. - Gdzie on teraz jest?
-W szpitalu, na obserwacji - usłyszała i zaraz ruszyła w stronę wyjścia. - Amelia, przełączaj wszystkie telefony na mój numer. W razie czego będziemy w kontakcie. Jadę z Maddie do szpitala - rzucił zakładając na swoje ramiona czarną marynarkę. - Hej, poczekaj! Ja prowadzę.
~~~~
Przemierzając szybkim krokiem korytarz kierowali się w stronę wyznaczoną przez pielęgniarkę dyżurną. Po chwili stali już w stali, na której stały dwa łóżka. Jedno puste, a drugie zajęte przez ojca Maddie. Dziewczyna podeszła do ojca obserwując kroplówkę zawieszoną nad łóżkiem.
-Hej - uśmiechnęła się widząc, że jej ociec jest całkowicie przytomny.
-Witaj - odezwał się Jai ściskając lekko jego ramię. - Przestraszyłeś nas.
-To jednorazowe - uśmiechnął się poprawiając na łóżku.
Maddie spojrzała na płynącą przez rurki ciecz.
-To glukoza. Na wzmocnienie - wyjaśnił Ian podążając za wzrokiem córki.
-Kiedy cię wypuszczą? - Zapytał brunet.
-Dzisiaj wieczorem.
-Dobrze. Nie musisz się okazywać zwolnieniem chorobowym na kilka dni - oznajmił chłopak uśmiechając się.
-Żartujesz sobie? Jutro wracam do pracy.
-Po moim trupie - wtrąciła się Maddie.
-Porozmawiamy o tym później - mruknął. - Pewnie wszyscy powariowali, co?
-Szykuję dla Amelii premię.
-To dobrze. A jak twoja praca, Maddie? – Zapytał zwracając się do córki.
-Szybko i do przodu. Sama nie nadążam nad tym, co się wokół mnie dzieje. – westchnęła układając podbródek na dłoni.
-Życie wcale nie jest takie łatwe. Tym bardziej, kiedy sama musisz na nie zapracować.
Maddie nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się do ojca. Skupiła się na obserwowaniu jego twarzy. Zmarszczki mocno odznaczone pod jego oczami pogłębiały się wraz z mimiką. Szaro-niebieskie oczy oprawione długimi rzęsami wydawały się zmęczone i jednocześnie skupione. Pomimo tego, iż jej ojciec miał na karku ponad sześćdziesiąt lat, to nadal miał w sobie ten urok, na który skusiła się nie jedna kobieta. W tym oczywiście jej mama. Maddie nigdy nie dowiedziała się, dlaczego jej rodzice się rozstali. Od zawsze mieszkała z matką, a z ojcem widywała się tylko we wakacje. Nawet święta spędzali osobno. Dziewczyna znała swoją mamę bardzo dobrze, nawet lepiej niż samą siebie. Mieszkając od niespełna roku wraz z ojcem mogła go lepiej poznać. Teraz wie, że jej rodzice pasowali do siebie jak mało kto. Z zamysłu wyrwał ją dźwięk telefonu. Chwyciła go w dłoń i przygryzła nieco wargę. Dan..
-Tak słucham? – Odezwała się do słuchawki odchodząc na bok, jednak ojciec i Jai i tak zamilkli, aby mieć możliwość usłyszeć ich rozmowę. – Wiem, przepraszam. Zasiedziałam się… Tak jakoś wyszło. Dobrze.. Tak, dobrze! – Rzuciła i rozłączyła się wrzucając telefon do torebki.
-Coś się stało? – Zapytał Ian obserwując reakcję córki.
-Musze wracać do pracy, obowiązki wzywają – uśmiechnęła się i pocałowała ojca w czoło. – Wieczorem przyjadę po ciebie. Dzwoń w razie jakiejkolwiek potrzeby, dobrze?
-Tak, odpocznę trochę i zaraz będę zdrów jak ryba.
-Do zobaczenia, tato.
-Ja też będę się zbierał – odezwał się Jai stając obok Maddie. – Widzimy się jutro.
-Tak, uważajcie na siebie.
~~~~
-Gdzie pracujesz? – Zapytał brunet odpalając silnik.
-Przecież muszę wrócić po samochód do hotelu.
-Zawiozę cię do pracy, wątpię, czy będziesz w stanie prowadzić – oznajmił wskazując na zabandażowany palec.
-To mały wypadek przy pracy – oznajmiła i po chwili uświadomiła sobie, że ból po przekłuciu igłą całkowicie zniknął. A może to sytuacja z ojcem sprawiła, że przestała o nim myśleć.
-Popatrz, też pracuję i ręce mam całkiem zdrowe – uśmiechnął się unosząc przed siebie dłonie.
-Trzymaj kierownicę! – Krzyknęła Maddie kładąc jego ręce na wskazane miejsce.
I właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Brunet przyglądał jej się z boku, więc puściła jego dłonie wracając na swój fotel. Poczuła, jak krew napływa jej do twarzy. Przecież ona nigdy się nie rumieni! Odwróciła głowę w stronę szyby i zaczęła oddychać głęboko. Będąc już na parkingu pod biurem projektowym usiadła prosto wpatrując się przed siebie. Jai nie odzywał się przez całą drogę już ani słowem.
-O której mam cię odebrać? – Zapytał w końcu, a Maddie podskoczyła na swoim miejscu. Brunet zerknął na nią obserwując jej reakcję.
-O siedemnastej – odpowiedziała.
-O siedemnastej wypisują Ian’a.
-Zdążę – zapewniła patrząc w jego oczy.
-Co powiesz w pracy?
-Że byłam po kawę.
-Po kawę, której nie masz? – Zapytał patrząc na nią, jak na idiotkę.
-Wiesz co? Musze już iść – Rzuciła pośpiesznie wychodząc z samochodu. – Siedemnasta. Nie zapomnij!
-O tobie, nigdy – dodał pod nosem, jednak dziewczyna zmierzała już w kierunku pracowni.
______________________________
Pojawił się trzeci rozdział Empire. Może w pierwszym rozdziale nie było za dużo postaci Brooksa, ale zdecydowanie teraz będzie pojawiał się częściej, dużo częściej. Niedługo pojawi się również postać Jamesa i będą ukazane wątki z nim i Lynn.
Gorąco zapraszam do komentowania rozdziałów. Trochę tutaj tak pusto, a chciałabym wiedzieć, czy ktoś w ogóle interesuje się tym opowiadaniem. Dlatego zachęcam do wyrażania swoich opinii, uwag i przemyśleń dotyczących losów bohaterów.
Świetne :) Jeszcze nie czytałam tak dobrze napisanego ff o Jano :) Ide czytać następny
OdpowiedzUsuń