Wpięła ostatnią kartkę do segregatora i zamknęła go z głuchym trzaskiem. Zaczesała dłonią swoje włosy na plecy i wstała zza biurka. Poprawiła obcisłe spodnie, które nieco zsunęły się z jej bioder i wyszła z biura, aby podać plik dokumentów Amelii. Kobieta rozmawiała właśnie przez telefon, więc Maddie pokazała jej gestem ręki, że poczeka chwilę. W między czasie sięgnęła po korespondencję leżącą na biurku blondynki. Jeden z listów adresowany był do Ian'a, więc dziewczyna chwyciła go w swoje ręce i przyjrzała się dokładniej, kopercie. Była niewielkiego formatu, jednak dosyć ciężka i gruba. Brązowowłosa zmarszczyła brwi i postanowiła sama przekazać ją ojcu, mając jednocześnie pretekst do podpytania go o jej zawartość.
Nagle uwagę Maddie przykuło coś zupełnie innego. Obok niej stanęła kobieta, której blond włosy układały się idealnymi falami na ramionach. Ubrana była w zwiewną sukienkę do kolan, a jej nadgarstek zdobił biało-złoty zegarek Marc. Maddie rozpoznała tą kobietę od razu, ponieważ była to ta sama osoba, która wczoraj odjeżdżała spod Empire Hotel z Jai'em. Dziewczyna poczuła, jak jej serce przyśpiesza, a ona sama mimowolnie robi się nerwowa. W ogóle jej nie znała i nie wiedziała, dlaczego ta kobieta działała na nią w taki właśnie sposób. A może doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo jej powód pojawił się właśnie w pomieszczeniu. Jai przywitał się z nieznajomą kobietą, a na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.
-Długo czekałaś? - Zapytał.
-Właśnie przyszłam - kobieta uśmiechnęła się i założyła za ucho kosmyk włosów, co było całkowicie niepotrzebne, ponieważ jej fryzura i tak była idealnie ułożona. Oboje popatrzyli na Maddie, która przestępowała z nogi na nogę.
-Maddie - usłyszała głos bruneta i uniosła ku górze swoją brew. - Poznaj, oto Aleksandra. Aleksandro, to córka mojego współwłaściciela, Madeline.
-Miło mi panią poznać - kobieta uśmiechnęła się ciepło, natomiast wyraz twarzy brązowowłosej wskazywał całkiem przeciwną reakcję.
-Maddeline Montgomery - odparła chłodno, na co Aleksandra zmarszczyła nieznacznie brwi.
-Przejdźmy może do mojego gabinetu. - zaproponował brunet i po chwili oboje zniknęli za drzwiami. Maddie obserwowała drewnianą powłokę spod przymrożonych powiek, aż nie usłyszała głosu Amelii.
-Pojawiła się pani Spencer Mahone w hotelu i prosi o wizytę.
-Tak oczywiście, już do niej idę - odpowiedziała odwracając się przodem do sekretarki. -Pan Jai miał dzisiaj umówione spotkanie? - Zapytała wskazując na drzwi do jego biura.
-Tak. Dzisiaj są dokładnie omawiane rzeczy, związane z wystrojem sali ślubnej.
-Sali ślubnej? - Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Czy ja o czymś nie wiem?
-Nasza klientka, pani Aleksandra, będzie miała tutaj za kilka dni przyjęcie weselne. Dzisiaj pan Brooks omawia sprawy związane z wystrojem sali. Nasza przyszła para młoda ma bardzo konkretne wymagania.
-Och - Jak Maddie mogła nie zauważyć na jej palcu pierścionka zaręczynowego. - Widać, że Jai i ta pani dobrze się znają, skoro mówią do siebie po imieniu.
-Pani Aleksandra to rodzina pana Brooksa. Nie pamiętam, chyba ciocia.
-Bardzo młoda ta jego ciocia -westchnęła Maddie i pokazała kopertę adresowaną do swojego ojca. - To przekażę osobiście. Gdzie jest pani Spencer Mahone?
-Czeka już w hotelowej restauracji.
-Dobrze - odparła i ruszyła na parter hotelu zerkając z ukosa na drzwi do biura bruneta.
~~~~
Przekroczyła próg restauracji umieszczonej na tylnej ścianie hotelu, z której można było podziwiać średniej wielkości ogród. Odszukała wzrokiem znanej jej sylwetki i zmarszczyła nieco czoło, zauważając ją, siedzącą z jeszcze dwiema innymi osobami. Na jej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, którego nie umiała powstrzymać. Podeszła do kobiety i przywitała się z dwójką dzieci siedzących grzecznie przy stoliku, która zajęta była swoimi deserami.
-Dzień dobry - oznajmiła siadając obok Spencer, która można powiedzieć, że wręcz promieniała. - Mam rozumieć, że wygrała pani.
-Tak - kobieta uśmiechnęła się, a w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy. - To jest mój najszczęśliwszy dzień, zaraz po dniu ich narodzin - patrzyła na swoje dzieci nie mogąc oderwać od nich wzroku.
-Nie chcę wypytywać o szczegóły przy pani pociechach, ale jak on zareagował na taki obrót sprawy?
-Był bardziej wstrząśnięty wyrokiem sądu niż tym, co mówiły dzieci podczas rozmowy z psychologiem. Uważały, że on ich nie kocha i nie troszczy się o nie, tak, jak ja. Zupełnie nie miało dla niego znaczenia co czują. Liczyło się tylko pokonanie mnie.
-Cieszę się, naprawdę - oznajmiła Maddie.
-Co do kwestii długu..
-Na razie proszę się tym nie przejmować - dziewczyna machnęła ręką - Rozłożymy to na raty, które będzie mogła pani spłacać w dogodnych terminach.
-Obiecuję, że gdy tylko zarobię pieniądze, od razu pojawię się u pani.
-Na razie proszę się zająć dziećmi - odparła uspokajająco chwytając kobietę za rękę. Od razu wyczuła u niej ulgę.
Maddie po raz pierwszy w życiu poczuła, że uczyniła dobrą rzecz dla drugiej osoby. Spojrzała na dwójkę około pięcioletnich dzieci i uśmiechnęła się do nich przyjaźnie. Dziewczyna zawstydziła się, a starszy chłopiec odpowiedział jej jeszcze szerszym uśmiechem. Maddie poczuła, jak jej serce chwyta ogromne uczucie radości, z racji tego niewinnego gestu. Po dłuższej rozmowie przeprowadzonej z kobietą i podpisaniu deklaracji spłaty zadłużenia Maddie udała się na pierwsze piętro.
Otworzyła drzwi swojego biura i zauważyła siedzącego za biurkiem bruneta. Okręcał między palcami długopis i wpatrywał się w jeden punkt przed sobą. Był wyraźnie zamyślony, więc dziewczyna podeszła bliżej, zwracając na siebie jego uwagę.
-Co to była za kobieta i dzieci? - Zapytał.
-Nasza klientka - odparła zaplatając ręce za plecami.
-To ta sama, która jest dłużna naszemu hotelowi spłatę za wynajęty pokój?
-Rozłożyłam jej to w ratach, więc na razie nie będzie nam nic spłacać.
-Słucham? - Usłyszała nieco głośniejszy ton jego głosu.
-Wyjaśnię ci to Brooks - zaczęła siadając na biurku obok niego i opowiedziała mu całą historię związaną ze swoją decyzją. - Dlatego nie mogłam postąpić inaczej. Jeśli tak bardzo zależy ci na pieniądzach, to mogę ci je dać.
-Tu nie chodzi tylko o pieniądze, Maddie - oznajmił siadając prosto na fotelu. - Jesteś słaba - usłyszała i uniosła z wrażenia brwi. - Nie możesz stosować taryf ulgowych dla każdego człowieka, który ma jakieś swoje problemy.
-Po pierwsze to nie był kolejny człowiek, dla którego zastosowałam jakąś taryfę ulgową - oznajmiła zakładając ręce na piersi. - Ta kobieta naprawdę potrzebowała pomocy. Inaczej jej problemy zatoczyłoby koło, a w obecnej sytuacji powoli się rozwiązują. Po drugie, nie jestem słaba, wiesz. Umiem rozpoznać, kiedy ktoś potrzebuje pomocy. Ty najwyraźniej nie - oznajmiła wstając. Brunet spojrzał na nią z dołu i westchnął ciężko.
-Mam po prostu nadzieję, że nie będziesz litować się nad każdym człowiekiem.
-Jak możesz? - Pokręciła głową i odwróciła się z zamiarem wyjścia, jednak poczuła szarpnięcie za swój nadgarstek i ponownie spojrzała na bruneta.
-Jesteś tu nowa i nie wiesz, co ludzie potrafią zrobić, aby wykorzystać innych.
-Och doprawdy? - uniosła ku górze jedną z brwi. - Mój ojciec chce, żebym zapoznała się z działaniem Empire i prowadzeniem go. Twoje uwagi dotyczące tego, co umiem, a czego nie są całkowicie zbędne - brunet milczał przez chwilę patrząc na nią.
-Musisz to ciągle robić?
-Co?
-Kłócić się.
-To ty ciągle zaczynasz. Mówisz, jaka to jestem, chociaż wcale mnie nie znasz. Widzisz tylko niektóre sytuacje i na ich podstawie wyciągasz o mnie wnioski.
-Nie oceniam cię - zaprzeczył.
-Oczywiście - zaśmiała się - A twierdzenie, że jestem słaba? Wiesz co, mam dużo pracy. Zajmij się swoimi obowiązkami - wskazała ręką drzwi.
Brunet wstał i popatrzył na Maddie gryząc dolną wargę. Dziewczyna ominęła go i usiadła na wcześniej zajmowanym przez niego miejscu. Spojrzała na niego dając mu do zrozumienia, że ma dostosować się do jej polecenia. Brunet pokręcił jedynie głową i wyszedł zostawiając ją samą. Oparła łokcie o biurko i schowała twarz w dłoniach. Czuła się winna. Wiedziała, że miał rację. Każda ich rozmowa zmierzała do kłótni, której nie potrafiła powstrzymać. W głębi duszy nie chciała, aby Jai myślał, że ma ciężki i nie do zniesienia charakter. Musiała sobie uświadomić, że jednak nie można porozumieć się z nią łatwo w jakieś sprawie.
~~~~
Zsunęła ze swoich ramion czarną kamizelkę i ułożyła ją na stoliku stojącym pod ścianą. Swoje kroki skierowała w stronę kuchni, jednak zauważyła kogoś siedzącego w salonie. Chwyciła w swoje dłonie kopertę, którą zabrała z biura i myśląc, że to jej ojciec ruszyła w jego kierunku.
-Co ty tutaj robisz? - Rozpoznała siedzącego na sofie Jai'a, który od razu stanął na nogi.
-Przyszedłem ci powiedzieć, że zaczyna mnie męczyć to niedogadywanie się. Jeśli mamy razem poprowadzić tą firmę musimy zacząć współpracować. W obecnej sytuacji, tak się po prostu nie da. Więc proponuje rozejm - wyciągnął w stronę Maddie swoją dłoń. - Nigdy więcej dokuczania i oceniana. - Maddie przeniosła wzrok z jego dłoni na twarz i zmarszczyła nieco brwi.
-Nigdy więcej kłótni? - Odparła, jednak zabrzmiało to bardziej, jak pytanie niż przekonanie. - Oczywiście nie zawsze będziemy się zgadzać, ale obiecuje nie wszczynać kolejnej sprzeczki - uścisnęła pewnie jego dłoń i szybko ją cofnęła.
-Nie myślałem, że tak łatwo nam pójdzie - uśmiechnął się szczerze nieco zdziwiony. Maddie wywróciła oczami i dostrzegła talerz stojący na stoliku obok. Było na nim śniadanie, które rano przygotowała dla swojego ojca. Jai podążył za jej wzrokiem i również spojrzał na jedzenie. - Co jest? - Zapytał.
-Dziwnie. Tata nie zjadł śniadania? - Zapytała patrząc na bruneta. - Tato?! - Krzyknęła kierując się w stronę pokoju ojca, niestety nie było go tam. - Kto ci otworzył drzwi? - Zapytała odwracając się w stronę Jai'a, który stał tuż za nią w pokoju.
-Nikogo nie zastałem, kiedy tu wszedłem. Klucze mam już od dawna, więc nikt nie musiał otwierać mi drzwi - wzruszył ramionami.
-Pewnie jest w kuchni - oznajmiła, jednak poczuła, jak zaczyna się denerwować. - Tato?! - Zwołała ponownie. W kuchni było pusto.
-Cholera! - Usłyszała głos bruneta dobiegający z łazienki i poczuła, jak jej tętno niewyobrażalnie przyśpiesza.
O matko! Jak ciekawie się zapowiada. Ciekawe, co stało się jej ojcu. Mam nadzieję, że nic strasznego i będzie żył. Świetnie piszesz! Twój styl pisania ♥ Nie rozumiem, czemu tylko ja komentuje twojego bloga. Przecież jest świetny! Czyżby inni ludzie nie dostrzegali tego? Dobra, nie będę przynudzać :) Pozdrawiam i życzę weny! xoxo
OdpowiedzUsuńByłoby miło, gdyby ludzie komentowali rozdziały, bo to bardzo motywuje do dalszego pisania, ale nie mogę nikogo do tego zmuszać ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! ;* Masz bardzo fajny styl pisania i wgl zazdroszczę Ci talentu. Rozpisywać się nie będę, gdyż zbytnio nie lubię oraz nie wiem co mam napisać :C
OdpowiedzUsuńJeszcze raz rozdział świetny <3
Pozdrawiam xx
Dziękuję ;) Mój styl pisania zostawia wiele do życzenia, ponieważ popełniam masę błędów, ale staram się jakoś je ogarniać. Mam nadzieje, że nie są aż tak rażące. :D
Usuń