-Hej.
-Idę w stronę biura, mam nadzieję, że w nim jesteś?
-Tak, jestem w pracy.
-Wchodzę po schodach. Po co wam ich tyle? Witaj Amelio! - Przywitała się z sekretarką i już po chwili pojawiła się w biurze Maddie - Jestem! - odparła unosząc ku górze dwa kubki - Jak spałaś? - Zapytała siadając przy biurku.
-Nie najlepiej - burknęła brązowowłosa i założyła buty.
-Proszę, to dla ciebie - oznajmiła Lynn podając jej kubek. - Twoja ulubiona, żurawinowa.
-Dziękuję, jeszcze dzisiaj nie piłam - od razu pociągnęła niewielki łyk ciepłej herbaty.
-Co z tatą?
-Wczoraj wróciłam do domu i zorientowałam się, że tata nie zjadł śniadania. Leżał nieprzytomny w łazience. Lekarz nie miał dobrych wieści, a tata jest teraz w śpiączce.
-Tak mi przykro. Ale znam go i wiem, że to bardzo silny mężczyzna, poradzi sobie z tym - Maddie wzruszyła ramionami spuszczając smutny wzrok na kubek.
-Nie wiedzą, kiedy się wybudzi. Przecież on tam leżał dłuższy czas. Skąd możemy wiedzieć, czy w najbliższym..?
-Nawet tak nie myśl! -Skarciła ją przyjaciółka.
-Mam dziwne przeczucie, że go tracę. Teraz, gdy niedawno go odzyskałam. Wiesz, że całe życie praktycznie go nie znałam. Ten ostatni rok był dla naszych relacji naprawdę dobry.
-Odwiedzisz go dzisiaj?
-Tak, tylko nie wiem kiedy. Muszę siedzieć tutaj, bo Jai pojechał załatwić jakieś sprawy związane z tym ślubem, który organizuje.
-To może zrób sobie małą przerwę i powiedz Amelii, że musisz pojechać od szpitala. Od razu działalność hotelu nie spadnie.
-Tak myślisz?
-Tak, poza tym też chciałabym odwiedzić Ian'a.
-W takim razie jedźmy - Maddie zgodziła się i po uzgodnieniu tego z Amelią obie z Lynn udały się do szpitala.
~~~~
Przemierzając szpitalny korytarz Maddie wpatrywała się w numerki sal zawieszone nad drzwiami.
-Jai! - Usłyszała głos przyjaciółki i podążyła za jej wzrokiem. Po chwili Lynn witała się z brunetem krótkim uściskiem.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu? - Zapytał zwracając się do stojącej obok Maddie.
-Nie mam go przy sobie - odpowiedziała zaglądając do torebki. - Musiałam zostawić go w biurze.
-Zawsze noś przy sobie telefon - upomniał ją surowo.
-Co chciałeś?
-Idź porozmawiać z lekarzem - nakazał jej wskazując ręką gabinet lekarski.
-Nie strasz mnie! - Odpowiedziała nieco nerwowa. - O co chodzi?
-O twojego ojca! - Zacisnął dłonie w pięści, co nie uszło uwadze również i Lynn, która zmarszczyła czoło.
-Co jest? - Odchodząc od tej dwójki brązowowłosa usłyszała ciche pytanie z ust przyjaciółki. Spojrzała przez ramię na bruneta, który potarł twarz dłońmi. Zmieszana jego zachowaniem weszła do gabinetu pełna obaw.
-Dzień dobry. Nazywam się Madeline Montgomery i jestem córką pacjenta Ian'a Montgomery. Chciałam się dowiedzieć, co z jego stanem zdrowia.
-Witam panią. Dzisiaj rano zaobserwowaliśmy nagły wzrost ciśnienia u pani ojca. Już wczoraj, po jego przyjeździe, podjęliśmy kroki związane z jego chorobą, niestety nie jest dobrze.
-Co to znaczy?
-Pani ojciec nie reaguje na leki, jakie mu podajemy. Jeden zamiennik okazał się gorszy w skutkach, co przyczyniło się do wzrostu ciśnienia. Po kilku godzinach dostał zawału.
-Słucham?
-Zdążyliśmy opanować sytuację, ale jego serce jest bardzo słabe. Jeżeli taka sytuacja wystąpi jeszcze raz... - przerwał widząc przerażenie w oczach Maddie. - Postaramy się...
-Najwyraźniej za mało się staracie - burknęła pod nosem, jednak lekarz i tak to usłyszał.
-Może pani zajrzeć do ojca, lecz prosiłbym tylko na chwilę.
-Dobrze. Pójdę do niego.
Na korytarzu zastała rozmawiających ze sobą Lynn i Jai'a. Nie chcąc im przeszkadzać skierowała się na salę, w której leżał jej ojciec. Otworzyła drzwi i zobaczyła dwa łóżka, z których jedno było zajęte przez Ian'a. Zapewne Jai znowu postarał się o oddzielną salę. Podłączona do Ian'a aparatura wydawała z siebie dźwięki, które wskazywały na nieco przyśpieszony rytm serca. Maddie usiadła na niewielkim krzesełku obok łóżka szpitalnego i uważając na porozkładane dookoła kabelki i rurki dotknęła dłoni ojca. Popatrzyła na jego twarz, która jakby straciła wszelkie kolory. Wydawała się blada i zmęczona. Dziewczyna zamknęła oczy przybliżając się nieco do niego i głęboko wciągnęła powietrze.
-Kocham cię i nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało - usłyszała pukanie i szybko wyprostowała się na swoim siedzeniu. Spojrzała na drzwi, za których wyłoniła się Lynn.
-Mogę? - Zapytała.
-Wejdź - odpowiedziała Maddie i ponownie spojrzała na ojca.
-Co powiedział lekarz?
-Nie reaguje na leki. Wiesz, co to oznacza? - Oznajmiła przenosząc wzrok na pikającą w pomieszczeniu aparaturę. - Nie wyleczą go Lynn - dodała z paniką w głosie.
-No już - kobieta podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. - Lekarze zrobią, co w ich mocy, żeby mu pomóc.
-Boję się o niego.
~~~~
Wyszły na korytarz, ponieważ pielęgniarka oznajmiła, iż wizyta trwa zbyt długo i muszą dać pacjentowi trochę ciszy i spokoju. Jai stał nieopodal rozmawiając przez telefon. Maddie widziała, jak bardzo stał się nerwowy. Jeszcze rano można z nim było normalnie porozmawiać, a teraz krzyczał coś do słuchawki. Uciszony przez jedną z pielęgniarek rozłączył się z wściekłości i schował telefon do kieszeni marynarki. Zauważywszy dziewczyny, podszedł do nich i przeczesał dłonią włosy pociągając nieco za ich końcówki.
-Musimy wracać do biura - powiedział wpatrując się zaciętym wzrokiem w Maddie.
-Coś się stało? - Zapytała Lynn chwytając go za rękę.
-Sprawy czysto organizacyjne - uśmiechnął się krótko z zaciśniętą nerwowo szczęką. - Jedziesz z nami?
-Nie, dzięki. Przyjechałyśmy moim samochodem i muszę wracać do pracy.
-W porządku - zgodził się i ponownie wyciągnął telefon odchodząc od nich kilka kroków.
-Przyjadę wieczorem. Nie chcę, abyś była sama - oznajmiła przytulając o siebie przyjaciółkę.
-Lynn, dziękuję ci, że mnie wspierasz.
-Po to jestem - kobieta uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku wyjścia.
Maddie stanęła pod ścianą i poczekała cierpliwie, aż brunet zakończy połączenie. Z jego słów wynikało, iż rozmawiał z Amelią. Po chwili ruszył w stronę Maddie i dał znak, że mogą już jechać. Oboje wsiedli do samochodu ustawionego na parkingu przed szpitalem, jednak żadne nie odezwało się do siebie ani jednym słowem. Dziewczyna obserwowała, jak dłoń Jai'a nerwowo przerzuca biegi, a jego wzrok krąży po kokpicie szukając przycisku uruchamiającego automatyczną skrzynię biegów. Maddie wcisnęła niewielki guziczek za niego i wpatrując się za szybę w mijaną okolicę poczuła, jak dłoń Jai'a wędruje do jej ręki. Spojrzała na niego, lecz był skupiony na drodze. Splótł z nią swoje palce, na co dziewczyna westchnęła w duchu.
Kiedy samochód zatrzymał się na podjeździe przed hotelem, jeden z pracowników po chwili znalazł się przy nim. Kiedy Jai wysiadł z samochodu, mężczyzna odjechał w kierunku hotelowego parkingu. Do Maddie dotarło, że naprawdę mało zna personel hotelu. Kiedy w jej głowie rodził się plan zaznajomienia się z pracownikami, brunet próbował połączyć się z kimś przez telefon.
-Witam panie Brooks. - przywitał się jakiś mężczyzna ubrany w ciemną marynarkę, na której widniała plakietka z jego imieniem i nazwiskiem. Maddie rzuciła okiem na miejsce skąd do nich podszedł, a nad nim wisiał napis "concierge"*. Kolejny pracownik, którego przyszła właścicielka nie znała.
-Czy pani Aleksandra pojawiła się na spotkanie?
-Nie, ale jej przyszły małżonek jest w jej zastępstwie - Jai westchnął.
-Dobrze, dziękuję za informacje. Maddie - zwrócił się do dziewczyny dając jej znak, że ma udać się razem z nim, co też uczyniła.
-Jai, przepraszam, że tak cię ciągnę, ale Aleksandra spiera się przy różowych koszulach.
-Nie mamy różowych koszul dla pracowników - brunet wywrócił oczami.
-Wiesz, jakie są kobiety - wypowiedź ta nie uszła uwadze Maddie, która poczuła się całkowicie zbędna przy ich rozmowie.
-Myślisz, że teraz załatwię dwadzieścia koszul na przyjęcie weselne? - Zakpił zakładając ręce.
-Wiem, że z mojej przyszłej żony jest straszny uparciuch - Maddie pomyślała, że to pewnie rodzinne. - Ale proszę cie, zrób coś, bo żyć mi nie da. Dla mnie to bez różnicy, jak będą ubrani ludzie, których zatrudniasz, ale dla niej to sprawa życia.
-Wiem, że na jej ślubie musi być wszystko idealnie takie, jak sobie zamarzyła - westchnął chłopak. - Maddie - usłyszała i podniosła na niego swój wzrok. - Interesujesz się modą. Masz pojęcie, gdzie możemy zdobyć dwadzieścia różowych koszul na za tydzień? - Dziewczyna zastanowiła się chwilę.
-Przychodzi mi do głowy jedna pasmanteria, która zajmuje się szyciem i sprzedażą tkanin. Mogłabym zapytać.
-Byłbym wdzięczny.
-Doprawdy? - Uniosła ku górze brew.
-Odezwę się, kiedy będziemy coś wiedzieć - zwrócił się do mężczyzny, który dokładnie obserwował ich krótką wymianę zdań.
-Czyli do zobaczenia - uśmiechnął się i pochylił, by pocałować dłoń Maddie. Dziewczyna zmieszała się nieco na jego zachowanie i uśmiechnęła, gdy odchodził.
-Załatwisz to teraz? - Usłyszała pytanie Jai'a, gdy mężczyzna opuścił już hotel.
-Postaram się.
~~~~
-To sprawa życia - zacytowała przyszłego małżonka Aleksandry wpatrując się z nadzieją w kobietę stojącą za ladą. - Pieniądze nie grają roli.
-Mogę zaoferować pani materiał, ale moje krawcowe nie zdążą w tak krótkim czasie wykonać tego zlecenia - kobieta rozłożyła bezradnie ręce.
-Chociaż część?
-Maksymalnie osiem. Standardowym szyciem o uniwersalnym rozmiarze. - uprzedziła unosząc ku górze długopis.
-Niech będzie - Maddie zgodziła się, więc kobieta zapisała drobnym druczkiem dane.
-Kwestie pieniężne uregulujemy po wykonaniu zlecenia. Zostawiamy dokładnie ten materiał, tak? - Upewniła się wskazując próbkę położoną na ladzie.
-Tak.
-To będzie już wszystko. Skontaktujemy się telefonicznie.
-Dobrze, cieszę się, że przynajmniej część koszul można uszyć.
-Maddie? - Usłyszała i odwróciła się za siebie.
-Dan? - Zdziwiła się jego widokiem marszcząc brwi.
-Możemy porozmawiać?
-Przykro mi spieszę się - oznajmiła wymijając go.
-Poczekaj! - Usłyszała, gdy znajdowała się już na zewnątrz. - Mogę ci pomóc.
-O co ci chodzi? - Zapytała odwracając się w jego stronę.
-Słyszałem twoją rozmowę. Mogę uszyć resztę koszul.
-Dlaczego mógłbyś to zrobić?
-Bo chcę, abyś przestała myśleć, że jestem złym człowiekiem.
___________________________________________
*concierge (konsjerż) - pracownik hotelowy zajmujący się realizacją wymagań gości.
~~~~
Przemierzając szpitalny korytarz Maddie wpatrywała się w numerki sal zawieszone nad drzwiami.
-Jai! - Usłyszała głos przyjaciółki i podążyła za jej wzrokiem. Po chwili Lynn witała się z brunetem krótkim uściskiem.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu? - Zapytał zwracając się do stojącej obok Maddie.
-Nie mam go przy sobie - odpowiedziała zaglądając do torebki. - Musiałam zostawić go w biurze.
-Zawsze noś przy sobie telefon - upomniał ją surowo.
-Co chciałeś?
-Idź porozmawiać z lekarzem - nakazał jej wskazując ręką gabinet lekarski.
-Nie strasz mnie! - Odpowiedziała nieco nerwowa. - O co chodzi?
-O twojego ojca! - Zacisnął dłonie w pięści, co nie uszło uwadze również i Lynn, która zmarszczyła czoło.
-Co jest? - Odchodząc od tej dwójki brązowowłosa usłyszała ciche pytanie z ust przyjaciółki. Spojrzała przez ramię na bruneta, który potarł twarz dłońmi. Zmieszana jego zachowaniem weszła do gabinetu pełna obaw.
-Dzień dobry. Nazywam się Madeline Montgomery i jestem córką pacjenta Ian'a Montgomery. Chciałam się dowiedzieć, co z jego stanem zdrowia.
-Witam panią. Dzisiaj rano zaobserwowaliśmy nagły wzrost ciśnienia u pani ojca. Już wczoraj, po jego przyjeździe, podjęliśmy kroki związane z jego chorobą, niestety nie jest dobrze.
-Co to znaczy?
-Pani ojciec nie reaguje na leki, jakie mu podajemy. Jeden zamiennik okazał się gorszy w skutkach, co przyczyniło się do wzrostu ciśnienia. Po kilku godzinach dostał zawału.
-Słucham?
-Zdążyliśmy opanować sytuację, ale jego serce jest bardzo słabe. Jeżeli taka sytuacja wystąpi jeszcze raz... - przerwał widząc przerażenie w oczach Maddie. - Postaramy się...
-Najwyraźniej za mało się staracie - burknęła pod nosem, jednak lekarz i tak to usłyszał.
-Może pani zajrzeć do ojca, lecz prosiłbym tylko na chwilę.
-Dobrze. Pójdę do niego.
Na korytarzu zastała rozmawiających ze sobą Lynn i Jai'a. Nie chcąc im przeszkadzać skierowała się na salę, w której leżał jej ojciec. Otworzyła drzwi i zobaczyła dwa łóżka, z których jedno było zajęte przez Ian'a. Zapewne Jai znowu postarał się o oddzielną salę. Podłączona do Ian'a aparatura wydawała z siebie dźwięki, które wskazywały na nieco przyśpieszony rytm serca. Maddie usiadła na niewielkim krzesełku obok łóżka szpitalnego i uważając na porozkładane dookoła kabelki i rurki dotknęła dłoni ojca. Popatrzyła na jego twarz, która jakby straciła wszelkie kolory. Wydawała się blada i zmęczona. Dziewczyna zamknęła oczy przybliżając się nieco do niego i głęboko wciągnęła powietrze.
-Kocham cię i nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało - usłyszała pukanie i szybko wyprostowała się na swoim siedzeniu. Spojrzała na drzwi, za których wyłoniła się Lynn.
-Mogę? - Zapytała.
-Wejdź - odpowiedziała Maddie i ponownie spojrzała na ojca.
-Co powiedział lekarz?
-Nie reaguje na leki. Wiesz, co to oznacza? - Oznajmiła przenosząc wzrok na pikającą w pomieszczeniu aparaturę. - Nie wyleczą go Lynn - dodała z paniką w głosie.
-No już - kobieta podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. - Lekarze zrobią, co w ich mocy, żeby mu pomóc.
-Boję się o niego.
~~~~
Wyszły na korytarz, ponieważ pielęgniarka oznajmiła, iż wizyta trwa zbyt długo i muszą dać pacjentowi trochę ciszy i spokoju. Jai stał nieopodal rozmawiając przez telefon. Maddie widziała, jak bardzo stał się nerwowy. Jeszcze rano można z nim było normalnie porozmawiać, a teraz krzyczał coś do słuchawki. Uciszony przez jedną z pielęgniarek rozłączył się z wściekłości i schował telefon do kieszeni marynarki. Zauważywszy dziewczyny, podszedł do nich i przeczesał dłonią włosy pociągając nieco za ich końcówki.
-Musimy wracać do biura - powiedział wpatrując się zaciętym wzrokiem w Maddie.
-Coś się stało? - Zapytała Lynn chwytając go za rękę.
-Sprawy czysto organizacyjne - uśmiechnął się krótko z zaciśniętą nerwowo szczęką. - Jedziesz z nami?
-Nie, dzięki. Przyjechałyśmy moim samochodem i muszę wracać do pracy.
-W porządku - zgodził się i ponownie wyciągnął telefon odchodząc od nich kilka kroków.
-Przyjadę wieczorem. Nie chcę, abyś była sama - oznajmiła przytulając o siebie przyjaciółkę.
-Lynn, dziękuję ci, że mnie wspierasz.
-Po to jestem - kobieta uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku wyjścia.
Maddie stanęła pod ścianą i poczekała cierpliwie, aż brunet zakończy połączenie. Z jego słów wynikało, iż rozmawiał z Amelią. Po chwili ruszył w stronę Maddie i dał znak, że mogą już jechać. Oboje wsiedli do samochodu ustawionego na parkingu przed szpitalem, jednak żadne nie odezwało się do siebie ani jednym słowem. Dziewczyna obserwowała, jak dłoń Jai'a nerwowo przerzuca biegi, a jego wzrok krąży po kokpicie szukając przycisku uruchamiającego automatyczną skrzynię biegów. Maddie wcisnęła niewielki guziczek za niego i wpatrując się za szybę w mijaną okolicę poczuła, jak dłoń Jai'a wędruje do jej ręki. Spojrzała na niego, lecz był skupiony na drodze. Splótł z nią swoje palce, na co dziewczyna westchnęła w duchu.
Kiedy samochód zatrzymał się na podjeździe przed hotelem, jeden z pracowników po chwili znalazł się przy nim. Kiedy Jai wysiadł z samochodu, mężczyzna odjechał w kierunku hotelowego parkingu. Do Maddie dotarło, że naprawdę mało zna personel hotelu. Kiedy w jej głowie rodził się plan zaznajomienia się z pracownikami, brunet próbował połączyć się z kimś przez telefon.
-Witam panie Brooks. - przywitał się jakiś mężczyzna ubrany w ciemną marynarkę, na której widniała plakietka z jego imieniem i nazwiskiem. Maddie rzuciła okiem na miejsce skąd do nich podszedł, a nad nim wisiał napis "concierge"*. Kolejny pracownik, którego przyszła właścicielka nie znała.
-Czy pani Aleksandra pojawiła się na spotkanie?
-Nie, ale jej przyszły małżonek jest w jej zastępstwie - Jai westchnął.
-Dobrze, dziękuję za informacje. Maddie - zwrócił się do dziewczyny dając jej znak, że ma udać się razem z nim, co też uczyniła.
-Jai, przepraszam, że tak cię ciągnę, ale Aleksandra spiera się przy różowych koszulach.
-Nie mamy różowych koszul dla pracowników - brunet wywrócił oczami.
-Wiesz, jakie są kobiety - wypowiedź ta nie uszła uwadze Maddie, która poczuła się całkowicie zbędna przy ich rozmowie.
-Myślisz, że teraz załatwię dwadzieścia koszul na przyjęcie weselne? - Zakpił zakładając ręce.
-Wiem, że z mojej przyszłej żony jest straszny uparciuch - Maddie pomyślała, że to pewnie rodzinne. - Ale proszę cie, zrób coś, bo żyć mi nie da. Dla mnie to bez różnicy, jak będą ubrani ludzie, których zatrudniasz, ale dla niej to sprawa życia.
-Wiem, że na jej ślubie musi być wszystko idealnie takie, jak sobie zamarzyła - westchnął chłopak. - Maddie - usłyszała i podniosła na niego swój wzrok. - Interesujesz się modą. Masz pojęcie, gdzie możemy zdobyć dwadzieścia różowych koszul na za tydzień? - Dziewczyna zastanowiła się chwilę.
-Przychodzi mi do głowy jedna pasmanteria, która zajmuje się szyciem i sprzedażą tkanin. Mogłabym zapytać.
-Byłbym wdzięczny.
-Doprawdy? - Uniosła ku górze brew.
-Odezwę się, kiedy będziemy coś wiedzieć - zwrócił się do mężczyzny, który dokładnie obserwował ich krótką wymianę zdań.
-Czyli do zobaczenia - uśmiechnął się i pochylił, by pocałować dłoń Maddie. Dziewczyna zmieszała się nieco na jego zachowanie i uśmiechnęła, gdy odchodził.
-Załatwisz to teraz? - Usłyszała pytanie Jai'a, gdy mężczyzna opuścił już hotel.
-Postaram się.
~~~~
-To sprawa życia - zacytowała przyszłego małżonka Aleksandry wpatrując się z nadzieją w kobietę stojącą za ladą. - Pieniądze nie grają roli.
-Mogę zaoferować pani materiał, ale moje krawcowe nie zdążą w tak krótkim czasie wykonać tego zlecenia - kobieta rozłożyła bezradnie ręce.
-Chociaż część?
-Maksymalnie osiem. Standardowym szyciem o uniwersalnym rozmiarze. - uprzedziła unosząc ku górze długopis.
-Niech będzie - Maddie zgodziła się, więc kobieta zapisała drobnym druczkiem dane.
-Kwestie pieniężne uregulujemy po wykonaniu zlecenia. Zostawiamy dokładnie ten materiał, tak? - Upewniła się wskazując próbkę położoną na ladzie.
-Tak.
-To będzie już wszystko. Skontaktujemy się telefonicznie.
-Dobrze, cieszę się, że przynajmniej część koszul można uszyć.
-Maddie? - Usłyszała i odwróciła się za siebie.
-Dan? - Zdziwiła się jego widokiem marszcząc brwi.
-Możemy porozmawiać?
-Przykro mi spieszę się - oznajmiła wymijając go.
-Poczekaj! - Usłyszała, gdy znajdowała się już na zewnątrz. - Mogę ci pomóc.
-O co ci chodzi? - Zapytała odwracając się w jego stronę.
-Słyszałem twoją rozmowę. Mogę uszyć resztę koszul.
-Dlaczego mógłbyś to zrobić?
-Bo chcę, abyś przestała myśleć, że jestem złym człowiekiem.
___________________________________________
*concierge (konsjerż) - pracownik hotelowy zajmujący się realizacją wymagań gości.
Robi się coraz ciekawiej :) Sytuacja w samochodzie ♥ Ale Aleksandra ma wymagania :D Rozdział genialny jak zawszę, nie mogę doczekać się następnego :) Pozdrawiam xoxo
OdpowiedzUsuń