Czasami w twoim życiu zaczyna panować rutyna. Wstajesz rano, wychodzisz do pracy, bądź szkoły, wracasz, zajmujesz się rodziną, znajomymi, kończysz dzień, by jutro rozpocząć następny. Wydawać by się mogło, że życie Maddie przez ostatnie pięć lat było dalece podobne do ułożonego schematu, jaki miałby panować na co dzień.
A to wszystko dzięki jej kochanej rodzince, która każdego dnia sprawiała tak wiele emocji, wrażeń i wspomnień. Wiadomość o ciąży wywróciła życie całej jej rodziny do góry nogami. Od tamtej pory już nic nie było takie jak kiedyś. Mama Jai'a wprowadziła się do syna, aby pomóc w przygotowaniach na nadejście nowego członka rodziny. Niedługo potem okazało się, że Maddie wcale nie oczekuje jednego dziecka. Jej brzuszek chował jeszcze jedno maleństwo, a wieści o ciąży bliźniaczej zwaliły Jai'a z nóg. Dosłownie i w przenośni. Chłopak codziennie stawał na głowie, aby wprost idealnie przygotować dom na przybycie dwójki jego potomnych. Wydawało się, że czasami bardziej przeżywał narodziny niż sama Maddie. Oczywiście bruneta nie mogło zabraknąć na sali porodowej. Chociaż w większości okupował podłogę będąc półprzytomny, niż trzymał rękę swojej rodzącej żony. Mimo iż minęło pięć lat od narodzin bliźniaków, nikt nie może zapomnieć chłopakowi jego jakże dzielnej postawy podczas tamtego dnia.
~ Zima
Słysząc odgłos stłuczonego szkła oraz gromki śmiech dobiegający ją za drzwi sypialni, Maddie przekręciła się na drugi bok wybudzając powoli ze snu. Zauważyła, że miejsce obok niej było puste, więc westchnęła wciągając na siebie krótkie spodenki i pierwszą lepszą bluzkę, jaka znalazła się w zasięgu jej ręki. Przemierzając korytarz, aby udać się do salonu słyszała radosne śmiechy, które co chwila wypełniały dom. Maddie również uśmiechnęła się do siebie. Kiedy tylko pojawiła się we wejściu do obszernego pomieszczenia zauważyła istny bałagan panujący na podłodze. Porozrzucane papiery i kartony, a na samym środku choinka w opłakanym stanie, która miała być chyba ustrojona najlepiej, jak można. No i oczywiście jej rodzina. Maddie przebiegła wzrokiem po wszystkich osobach rozmyślając krótko o każdej z nich. Mama Brooksów, która zajęta była sprzątaniem potłuczonych bombek. Lynn zajadająca się ciasteczkami i masowaniem swojego lekko widocznego brzuszka. James, który pilnie obserwował swoją narzeczoną oraz matkę swojego wkrótce poczętego potomnego. Luke wraz ze swoją dziewczyną, która właśnie opierała się o jego klatkę piersiową wpatrując w biegające dzieci dookoła. Jej dwójka bliźniaków, która bawiła się długimi łańcuchami choinkowymi mając przy tym więcej frajdy niż nie jedno dziecko. No i Jai. Jej mąż, który właśnie zastanawiał się nad odpowiednią gwiazdą, jaką powinien założyć na czubek bożonarodzeniowego drzewka.
-Mama! - usłyszała i po chwili poczuła, jak dwójka pociech obejmuje jej nogi.
Brązowowłosa przykucnęła, aby móc objąć swoje dzieci na przywitanie i uśmiechnęła się czochrając nieco ich włoski.
-Eve mnie czesała, uważaj - upomniała ją mała ciemnowłosa śliczność, jaką była jej córka Jade. Maddie spojrzała pełna podziwu na dziewczynę Luke'a, która uśmiechnęła się w jej stronę.
-Jak ci się to udało? Mała zawsze ucieka przed szczotką i grzebieniem.
-Wiedziałem, że wybrałem odpowiednią kobietę, na matkę moich dzieci - wtrącił się Luke całując swoją lubą w policzek. Dziewczyna zarumieniła się widocznie. Oczywiście wszystkie dzieci ją uwielbiały i nie było opcji, aby z małymi bliźniakami było inaczej.
Eve należała do osób, których nie dało się nie lubić. Przyjazna, otwarta, przyjacielska, zabawna, a do tego pełna wdzięku i piękna. Nic dziwnego, że Luke wpadł od pierwszego wejrzenia i zakochał się w dziewczynie. Nawet jego mama wydawała się uwielbiać swoją przyszłą synową.
-Mamo, mamo! Zobacz, jak się fajnie świeci! - zawołał Max, podchodząc do choinki, na której założone był lampki.
-Sam stroiłeś? - zapytała Maddie podchodząc bliżej nich.
-Trochę pomagał mi wujek James - przyznał się spoglądając w jego stronę, na co ten pokazał mu dwa kciuki w górę i ponownie wrócił do podjadania z Lynn ciastek.
-Alexandra dzwoniła, że przyjadą z dziećmi za kilka godzin. Powinni zdążyć do kolacji.
-To dobrze - Maddie uśmiechnęła się do swojego męża i pocałowała go krótko w usta.
-Fuj! - krzyknęły z obrzydzeniem bliźniaki wykrzywiając swoje małe buźki z niesmakiem. Jai zaśmiał się na ich widok i przytulił do siebie Maddie, która lekko zmieszana starała ukryć swoje zawstydzenie.
Kiedy pięć lat temu oboje zostali rodzicami ich życie wywróciło się całkowicie do góry nogami. Nowe obowiązki, nowe przyzwyczajenia, nowe powody do radości. Jade i Max byli oczkiem w głowie swoich rodziców, dla nich byli w stanie zrobić niemal wszystko. Dlatego Maddie zrezygnowała z pracy w Empire na rzecz wychowywania swoich pociech. Niedawno założyła małą firmę projektową prowadząc ją wraz z mamą Jai'a. Obie dobrze sobie radził i już wkrótce ruszał ich pierwszy mały pokaz mody w LA.
Jej udziały przejął Luke, który teraz wraz z bratem sprawnie utrzymywał się na rynku z najlepszym hotelem w Ameryce Północnej. Bracia już dawno zdążyli zakopać topór wojenny. Fakt ten ucieszył wszystkich dookoła, ale najbardziej samych braci. Oczywiście żadnen z nich nie chce się otwarcie do tego przyznać, jednak widać w ich zachowaniu, jak bardzo potrzebowali między sobą tych przyjaznych relacji. Nic zatem dziwnego, że Luke został ojcem chrzestnym Jade. Podobnie, jak Lynn została jej matką chrzestną. Rolę rodziców chrzestnych nad Maxem przejął James wraz z Aleksandrą. Maddie do tej pory nie potrafi zapomnieć, jak niegdyś podejrzewała Jai'a o to, że chodzi wraz z blondwłosą pięknością, którą miała okazję poznać niegdyś w Empire. Myślami często wracała do dnia jej ślubu i sama śmiała się z siebie w myślach. Już wtedy podświadomie czuła coś do bruneta, ale jeszcze nie wiedziała dokładnie co. Teraz mogła otwarcie się do tego przyznać.
-Kocham cię - szepnęła cicho opierając głowę na jego ramieniu i wpatrując się w rodzinę zgromadzoną w salonie. Jai uśmiechnął się i ścisnął czule jej dłoń.
-Ja ciebie też - ucałował jej czoło nadal będąc dumny, kiedy za każdym razem wypowiadała do niego te słowa.
~ Wiosna
Wabiony zapachem świeżej kawy ruszył w stronę kuchni, skąd dochodziły błogie aromaty pobudzające go do życia. Pomimo tego, iż dzisiaj były urodziny bruneta, mężczyzna wcześnie rano musiał wstać i zając się swoją firmą, jak zawsze z resztą. Jednak ten poranek zwiastował coś innego.
Przemierzając dom podejrzewał, że Maddie przygotowała dla niego imprezę niespodziankę, jak kiedyś on uczynił to dla niej, z okazji jej urodzin. Kiedy zajrzał do wnętrza ujrzał jedynie swoją żonę w białej koszuli, która z ledwością zasłaniała jej pośladki. Uśmiechnął się szeroko na jej widok i zajrzał jeszcze raz na korytarz, aby upewnić się, że dzieci nadal śpią i nie znajdują się gdzieś na dole. Słysząc, jak Maddie nuci pod nosem jakąś piosenkę podszedł bliżej zamykając za sobą drzwi. Objął ją w pasie obiema rękami i ucałował nieco odsłonięte ramię. Brązowowłosa zaśmiała się czując jego nieogolony policzek na skórze i odstawiła filiżankę świeżo zaparzonej kawy na bok.
-Mój jubilat już nie śpi? - zapytała odwracając się w jego stronę.
-Skutecznie został wybawiony z łóżka - mruknął cicho uśmiechając się leniwie, po czym pocałował powoli usta swojej żony.
Maddie oddała pocałunek przyciągając go bliżej siebie i już po chwili została uniesiona lekko w górę, by znaleźć się na szafce kuchennej.
-Czy obściskiwanie się na tym blacie będzie naszym urodzinowym rytuałem?
-Nie wiem, pani Brooks - uśmiechnął się łobuzersko ukazując swój najpiękniejszy uśmiech. Maddie za każdym razem widząc ten wyraz twarzy bruneta mogła umierać i budzić się na nowo do życia, aby rozkoszować swoje oczy jego widokiem.
-Co z moim prezentem urodzinowym? - Zapytał zostawiając na jej szyi mokre pocałunki.
-Och, ta kawa to twój prezent, a czego ty się spodziewałeś? - zaśmiała się odsuwając się lekko, jednak od razu została pociągnięta w jego stronę.
Czując sunące po jej udach dłonie bruneta momentalnie pozbyła go koszulki po czym mocno objęła jego ramiona. Niemal z czystym pożądaniem wbiła się w jego usta, całując z zachłannością jego wargi. Jai w ekspresowym tempie rozpiął guziki swojej koszuli, którą zwykle Maddie na sobie nosiła i zsunął po jej ramionach bawełnianą tkaninę. Brązowowłosa nie miała na sobie nic oprócz koronkowych majtek, co od razu podziałało na niego. Wodząc dłonią po rozgrzanej i idealnie opalonej skórze rozkoszował się pięknem swoje żony. Za każdym razem widząc ją w tym bezbronnym i nieco niewinnym stanie był pełen podziwu i zachwytu. Był szczęściarzem. Maddie była najpiękniejsza kobietą, jaką mógł w swoim życiu poznać. W dodatku nie raz udowodniła, że była najwspanialszą osobą na świecie, która najbardziej ceniła sobie rodzinę. Nigdy nie żałował przeszłości, chwil spędzonych z nią i tego, jak potoczyły się ich losy. To ona pokazała mu, co znaczy prawdziwe szczęście. To ona była jego szczęściem. To ona dała mu największe szczęście w postaci dwójki cudownych dzieci. Gdyby miał możliwość ponownego ułożenia sobie życia, bez zawahania wybrałby tą samą drogę, aby jego życie wyglądało tak, jak teraz.
~ Lato
-Tato! Mamo! - przekrzykiwali się nawzajem Maxi i Jade biegnąc w stronę swoich rodziców. Oboje ulepili właśnie ogromny zamek z pisaku i każde z nich chciało pochwalić się swoim osiągnięciem.
-No chodź! Nie leż tak cały dzień! - Jade skarciła bruneta swoim piskliwym głosikiem przepełnionym pretensjami. Jai złapał chwilę wolnego w Empire i bez zastanowienia postanowił wykorzystać ją, spędzając czas ze swoją rodziną. Na pomysł Maddie, aby cała czwórka wybrała się na plażę wszyscy domownicy odpowiedzieli z ogromnym entuzjazmem.
-Idę, idę - powiedział brunet podnosząc się z rozgrzanego pisaku i ciągnięty za swoje małe pociechy podszedł do budowli, która, jak na wykonanie pięcioletnich dzieci, wydawała się naprawdę imponująca. - No, no! Nie jest zła, ale ja robiłem lepsze - udał, że się zastanawia, a na jego komentarz Jade pociągnęła palce jego dłoni i szarpnęła z całych sił jego ręką w dół. Brunet skrzywił się widocznie, na co Maddie zaśmiała się krótko.
-Dobrze ci tak - oznajmiła klękając na pisaku. - Nigdy, przenigdy nie umniejszaj dzieł kobiet w tej rodzinie.
-Widzisz, mama się zna lepiej niż ty - mała osiadła obok Maddie, przez co ta od razu pogłaskała jej główkę.
-Chciałem ulepić twój hotel, ale Jadie powiedziała, że mamy zbudować zamek. Wiesz, jaka to księżniczka - Max przedrzeźniał siostrę, na co ta od razu pokazała mu język, jednak widząc karcące spojrzenie rodziców szybko przeprosiła za swoje niegrzeczne zachowanie.
-Chciałbyś mieć hotel w przyszłości? - Zainteresował się Jai podejmując rozmowę z swoim synkiem.
-Tak i chcę mieć też brata, jak ty tato. Razem będziemy najlepszymi hotelarzami w Los Angeles - oznajmił z pełną powagą i zdecydowaniem pięcioletni chłopiec wpatrując się w zamek z pisaku.
Jai i Maddie wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Max był jeszcze za mały, aby móc planować już swoją przyszłość. W szkole jeszcze nie raz zmieni swoją wizję przyszłości, jednak jego rodzice już teraz wiedzieli, że ścieżka, jaką wytyczą swoim dzieciom będzie ich prowadzić przez życie i jedynie od nich zależeć będzie, czy będą chcieli nią podążać, czy wybrać inny kierunek. Swój własny.
Wiedzeni swoimi doświadczeniami i decyzjami, jakie podjęli w przeszłości ich rodzice, Jai i Maddie musieli teraz mieć na uwadze przyszłe losy swoich dzieci. Brunet musiał przerwać studia, aby po śmierci ojca zając się jego hotelem i pomóc jego najlepszemu przyjacielowi utrzymać dorobek życia, jakim było Empire. Ten młody mężczyzna wiedział również, jakie błędy popełnił Morris i nie chciał ich ponowić. Wiedział, że nie może rozdzielić swoje rodziny, ani dopuścić do tego, by kiedykolwiek, przez kogokolwiek, taka sytuacja miała miejsce. Nie chciał i nie umiałby postąpić, jak jego ojciec postąpił kilkanaście lat temu rozstając się z jego mamą i biorąc pod swoją opiekę tylko jedno dziecko.
Jai spojrzał na swojego syna, potem na córkę i wiedział, że kochał oboje równie mocno, tak samo. Nigdy nie potrafiłby wybrać między nimi. Nigdy nie mógłby zostawić jednego z bliźniaków. Za bardzo ich kochał, tak samo, jak mocno kochał ich mamę, a swoją żonę.
-W takim razie ja chcę siostrzyczkę! - Oburzyła się Jade, kierowana pomysłem starszego o kilka minut brata.
-Siostrzyczkę powiadasz? - Zapytał Jai spoglądając znacząco na Maddie.
-Brooks - ostrzegła widząc jego chytry i cwaniacki uśmieszek na ustach. - Co ty robisz? - Zapytała widząc, jak brunet podszedł bliżej niej i uniósł do góry.
Bez zbędnych słów przerzucił ją sobie przez ramię, na co Maddie omal nie zakrztusiła się własną śliną. Piszcząc i uderzając swojego męża lekko w plecy prosiła, aby ten odstawił ją na piasek. Jai nic nie robiąc sobie z próśb żony ruszył w stronę oceanu dając jednocześnie znak bliźniakom, aby poszli za nimi.
-Tata chce utopić mamę! - krzyknęła z udawanym przerażeniem Jade przykładając sobie rączkę do czoła w akcie zszokowania.
-Nie myślisz, księżniczko. Oni idą nam zrobić brata i siostrę - Max pokręcił głową z rezygnacją i zaśmiał się, kiedy Jai wrzucił Maddie do krystalicznego oceanu, po czym poprawił swoje dmuchane rękawki na ramionach i sam rzucił się do wody oblewając przy tym swoją siostrę.
~ Jesień
Ostania przymiarka na modelce i kreacja była idealna. Maddie odsunęła się o krok do tyłu i oceniła sukienkę mrużąc lekko oczy.
-Jest idealna - poczuła dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się do mamy Jai'a, a którą organizowała dzisiejszy pokaz mody ich własnej kolekcji, nad którą pracowały ostatnimi miesiącami.
-To projekt mojej mamy - przyznała dotykając materiału, a modelka uśmiechnęła się krótko zadowolona ze swojego wyglądu.
-Musiała mieć ogromny talent, skoro podzieliła się nim ze swoją córką.
-Chciała, abym przejęła po niej firmę, ale ja byłam jeszcze za młoda na takie coś. Teraz czuję, że jestem do tego stworzona.
-Znasz się na tym, wręcz wychowałaś się w tym środowisku.
-Chciałabym, żeby mama to widziała.
-Na pewno byłaby z ciebie bardzo dumna - przekonała ją kobieta, na co Maddie uśmiechnęła się ciepło w jej stronę.
Jej teściowa wydawała się być dobrą przyjaciółką. Czasami Maddie miała wrażenie, że kobieta mogłaby być jej rodzoną matką. Często zachowywała się w bardzo opiekuńczy sposób nie tylko dla Jai'a. Brunet również to zauważył i był bardzo zadowolony z dobrych relacji pomiędzy swoją mamą a żoną. Maddie często odnajdywała w rodzicielce Jai'a tak dużo cech, jakie miała jej własna mama. Na samo wspomnienie Lydii, Maddie wróciła wspomnieniami do czasów swojej młodości. Strasznie tęskniła za chwilami, które wspólnie spędzały. Tak bardzo chciałaby wymazać z przeszłości swoje lekkomyślne zachowania, aby nie dać swojej mamie jakichkolwiek powodów do zawodu nad własną córką.
-Możemy zaczynać? - Zapytał ktoś z obsługi technicznej pokazu mody.
Maddie skinęła jedynie głową i wszystko podziało się już zgodnie z planem. Żadna z modelek nie potknęła się, nikt z zaproszonych gości i widzów nie był zawiedziony pokazem. Na sam koniec po sali rozległy się gromkie brawa i w tym samym momencie Maddie wraz z mamą Jai'a wyszły na środek podziękować za przybycie. I właśnie w tym momencie stało się coś, o czym nikt nawet nie przypuszczał.
-Chyba rodzę - pisnęła Lynn łapiąc sie za brzuch.
Z racji tego, iż wraz z rodziną Maddie, kobieta stała w pierwszym rzędzie, dziewczyna od razu ją dostrzegła. Wymieniła z panią Brooks porozumiewawcze spojrzenia, więc kobieta od razu zarosiła gości na mały bankiet z okazji pokazu. Maddie momentalnie znalazła się przy swojej przyjaciółce, która podtrzymywana przez Jai'a zaczynała powoli rodzić.
-Na co czekacie? Trzeba jechać do szpitala! - krzyknęła wpatrując się w bruneta, który skinął głową i poprowadził Lynn do wyjścia. -Luke, proszę zajmijcie się dziećmi - poprosiła spoglądając na starszego Brooksa.
-Niczym się nie martw. Poradzicie sobie? - zapytała Eve spoglądając niepewnie na James'a.
Maddie szybko pokierowała swój wzrok w jego stronę. Dostrzegła jego lekko zeszokowany i niepewny wyraz twarzy. Stał oniemiały krok od nich i chyba powoli docierało do niego, że właśnie na świat przychodzi jego dziecko.
-James! Weź się w garść! Lynn cię teraz potrzebuje. Musisz się ogarnąć, rozumiesz? - Zapytała brązowowłosa klepiąc lekko mężczyznę w policzek.
-Taaak, tak! - ocknął się po chwili. - Zaraz zostanę ojcem! - krzyknął nagle ucieszony, szczerząc się do Maddie, którą przytulił unosząc lekko do góry. Chwilę potem pobiegł za Jai'em odbierając swoją narzeczoną z jego rąk. Maddie pokręciła głową uśmiechając się lekko i szybko dotarła do nich.
-Obiecaj, że mnie nie zostawisz - pośród głębokich wdechów Lynn usłyszeli jej ciche żądanie kierowane do narzeczonego.
-Nigdy cie nie zostawię, obiecuję - powiedział całując jej czoło, po czym pomógł kobiecie wejść do samochodu.
Pośród krzyków i gorączkowej atmosfery cała czwórka, właściwie piątka, dotarli do szpitala, gdzie od razu udali się na izbę przyjęć. James oddał Lynn w ręce lekarzy, jednak nie opuścił jej ani na moment. Razem z kobietą udał się na salę porodową, gdzie miało przyjść na świat jego pierwsze dziecko.
Jai przetarł twarz dłońmi i spojrzał na Maddie z uśmiechem
-Takie momenty chyba za każdym razem są emocjonujące - powiedział zbliżając się do swojej żony.
-Prawie, jak przy narodzinach naszych bliźniaków - Maddie uśmiechnęła się przeczesując dłonią jego włosy.
-Tylko, że ty tak nie krzyczałaś przed porodem - zauważył, a Maddie powstrzymała wybuch śmiechu. Wtuliła się w ramiona swojego męża przypominając sobie, jak pięć lat temu na świat przyszły ich dzieci. Jaka była szczęśliwa, kiedy pierwszy raz usłyszała ich płacz. Jaka była dymna, kiedy pierwszy raz mogła trzymać swoje malutkie kruszynki w ramionach. Tego uczucia nie można zapomnieć. Miłość do własnego dziecka jest jedną z najsilniejszych jakie można przeżyć w swoim życiu. Jai i Maddie przekonali się o tym na własnej skórze.
Kiedy po niespełna godzinie po szpitalu rozniósł się płacz i krzyk nowo narodzonego dziecka Jai pocałował Maddie w usta. Po kilkunastu minutach z sali porodowej wyszedł James zmęczony, jakby przebiegł kilkukilometrowy maraton. Złapał oddech i odezwał się najszczęśliwszym i najbardziej spełnionym głosem ojca:
-Mam córkę!
-To cudownie! - Ucieszyła się Maddie podchodząc do niego i obejmując go ramionami.
-Gratulacje, przyjacielu - oznajmił Jai poklepując mężczyznę po plecach i dopiero pierwszy raz w życiu widział łzy w jego oczach. Łzy szczęścia. -Nie rycz! bądź facetem! - Skarcił go momentalnie, na co Maddie westchnęła zrezygnowana.
-Odezwał się ten, co zemdlał dwa razy przy porodzie Maxa i Jade. Faceci...
-Będziemy mieć cudowną rodzinę - powiedział Jai obejmując swoją żonę i przyjaciela.
-Już ją mamy - uśmiechnęła się Maddie, a w jej oczach również pojawiły się łzy szczęścia.
__________________
Tak więc mamy koniec.. pod ostatnim rozdziałem zdecydowaliście, że mają pojawić się bliźniaki, dziewczynka i chłopiec, więc są. Kto uważa, że Max będzie cudownym chłopakiem, a Jade świetną aktorką? *ja, zgłaszam się, tutaj, autorka* Nie wiem, dlaczego napisałam ten epilog w postaci podziału na pory roku, ale tak jakoś wyszło. W ramach wyjaśnień.. zimą nie było śniegu, bo to Los Angeles. Urodzinowe obściskiwanie się w kuchni będzie ich tradycją. Na razie Jaddie nie planują kolejnych bliźniaków, ale z ich szczęściem nigdy nic nie wiadomo. James w końcu dorósł, bo przecież teraz musi być prawdziwym mężczyzną dla Lynn i ich dziecka. Luke na razie nie śpieszy się na ślubny kobierzec, ale jest zakochany po uszy w Eve. Natomiast mama Brooksów na stałe zamieszkała w LA. Myślę, że to dobry KONIEC TEJ HISTORII!
Chciałam Wam podziękować z całego serca za to, że byliście tutaj ze mną, czytając tą historię. Za każdą nominację do Liebster Award, za każde słowo zostawione pod rozdziałami, za każde wejście na bloga. Naprawdę nie spodziewałam się, że "Empire" będzie warte Waszej uwagi. Pokazaliście mi, że warto pisać, nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla Was, czytelników. Kocham Was i dziękuję, Angie xx
Inne moje dzieło: "NOTHING STAY THE SAME". Gorąco zapraszam!
PS.: Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, śmiało, piszcie w komentarzach :)